– Będę tęsknić, wujku– powiedziała Lynn do brata
bliźniaka swego ojca, mężczyzny, z który mieszkała po stracie rodziców. Stali
na zatłoczonym peronie numer 9 ¾. Było
słychać pohukiwanie sów i miauczenie kotów. Lynn spojrzała na pociąg. Do kilku
wagonów weszli już ludzie, a teraz powychylali się z okien, by porozmawiać
jeszcze ze swoimi rodzinami. Było duszno.
– Na Merlina, Lynn, zaraz spóźnię się do pracy – oznajmił
nieco podenerwowany Edan Ross, po czym uścisnął swą siostrzenicę i po prostu
zniknął gdzieś w tłumie. Dziewczyna pchnęła swój wózek w stronę pociągu. Po
znalezieniu się w ekspresie zaczęła przepychać się przez korytarz, szukając
gdzieś wolnego miejsca. W końcu znalazła prawie pusty przedział. Siedział tam
tylko jeden chłopak. Wyglądał, jakby ktoś go pobił. Miał podrapaną twarz i
posiniaczone ręce. Lynn nie chciała spędzić podróży w jego towarzystwie, ale
wiedziała, że może już nie znaleźć miejsca gdzie indziej. Szczerze wątpiła w
to, że chłopak jest czystej krwi. Miała jednak nadzieję, że chociaż po części
jest czarodziejem, gdyż brzydziła się mugolakami. W końcu, po chwili wahania,
weszła do przedziału. Chłopiec spojrzał na nią oczami o kolorze miodu.
– Mogę się dosiąść? – zapytała i, nie czekając na
odpowiedź, wypuściła z klatki swojego kota rasy sfinks. Zabrała się za
wpakowanie swojego kufra na półkę.
– Pomogę ci – usłyszała ochrypły głos chłopaka.
– Poradzę sobie sama – odpowiedziała Lynn niedbale. Mimo
to chłopak wziął jej bagaż i pomógł go odłożyć. Ross usiadła koło okna, a
chłopak naprzeciwko niej.
– Jestem Lynnette Arianwen, ze szlachetnego rodu Ross –
przedstawiła się, dumnie wypinając pierś. Chłopak wybuchnął śmiechem.
– Jestem Remus John, ze szlachetnego rodu Lupin –
powiedział, przedrzeźniając dziewczynę. Lynn posłała mu mordercze spojrzenie. –
Będę na ciebie mówił Lynn zamiast Lynnette Adrianna Ross, dobra?
– Arianwen! – warknęła Lynn - Niech ci będzie. Twoi
rodzice są czarodziejami? – zapytała wprost szatynka. Chciała wiedzieć z kim ma
spędzić podróż. W tym samym czasie pociąg ruszył.
– Mój tata jest czarodziejem – powiedział Remus. Ross
odetchnęła z ulgą, co nie umknęło uwadze chłopaka. – Wiesz, do jakiego domu
chcesz należeć?
– Slytherin, oczywiście –
odparła Lynn.
Resztę podróży
spędzili rozmawiając o Hogwarcie. Po zatrzymaniu się w Hogsmeade wsiedli do
łódek, którymi popłynęli prosto do zamku. Potem gajowy zaprowadził ich do Sali
Wejściowej, gdzie czekała na nich wysoka czarownica w długiej sukni.
– Witajcie w Hogwarcie – powitała ich – Zaraz zaprowadzę
was na wieczorną ucztę, ale zanim zajmiecie swoje miejsca przy stołach,
odbędzie się Ceremonia Przydziału. Jest ona bardzo ważna, gdyż to od niej
zależy w jakim domu będziecie mieszkać przez następne 7 lat. Są 4 domy: Hufflepuff, gdzie ceni się sprawiedliwość,
wierność i pracowitość, Gryffindor, gdzie ważne są męstwo, odwaga i prawość,
Ravenclaw, gdzie ceni się mądrość, inteligencję i bystrość oraz Slytherin,
gdzie ważne są spryt, ambicja i
zaradność. A teraz proszę stanąć w rzędzie i iść za mną.
Wszyscy pierwszoroczni weszli przez podwójne drzwi do
Wielkiej Sali. Lynn aż zaparło dech. W powietrzu unosiło się tysiące zapalonych
świec, a sufit wyglądał jak niebo w nocy. Stały tan cztery stoły, przy których
siedzieli uczniowie. Był jeszcze jeden stół na końcu sali, siedziało tam grono
pedagogiczne szkoły. Pani profesor zaprowadziła ich pod sam stół nauczycielski.
Stało tam krzesełko, na którym leżała stara tiara.
- Kiedy wyczytam nazwisko i imię dana osoba założy tiarę
i usiądzie na stołku, a potem uda się do stołu swojego domu - czarownica
spojrzała na listę – Allen Amanda.
Z szeregu wystąpiła blondynka. Chwilę po założeniu tiary
wszyscy usłyszeli – Revenclaw!
Rozległy się oklaski przy jednym ze stołów. Amanda
pobiegła tam i usiadła.
– Bones Alexander.
– Hufflepuff - wrzasnęła tiara, niemal natychmiast.
Gdy już parę osób zostało przydzielonych, przyszła kolej
na rudą dziewczynę, którą mijała w pociągu. Była świadoma, że niektórzy bardzo denerwują się
Ceremonią Przydziału. Ross dobrze wiedziała , że trafi do Slytherinu, tak jak
cała jej rodzina. Założenie tiary i usłyszenie jej werdyktu było dla niej tylko
formalnością.
Ruda trafiła do Gryffindoru. Po jakimś czasie Remus też
tam trafił, na co Lynn przeklęła cicho. Polubiła tego chłopaka, nawet mimo
wątpliwej czystości jego krwi. Wiedziała, że przez swoje pochodzenie Lupin nie
trafi do Slytherinu. Nauczycielka czytała kolejne nazwiska i kolejne osoby
trafiały do domów.
– Ross Lynnette Arianwen - wyczytała w końcu. Lynn
usiadła na stoliku. Spojrzała na stół
Ślizgonów, gdzie Lucjusz się do niej uśmiechał. Tiara lekko musnęła jej głowę i
krzyknęła:
- Gryffindor!
Lynn poczuła się tak zszokowana, że przez chwilę nie
mogła się ruszyć.