21 mar 2014

prolog cz.2 W pociągu

– Będę tęsknić, wujku– powiedziała Lynn do brata bliźniaka swego ojca, mężczyzny, z który mieszkała po stracie rodziców. Stali na zatłoczonym peronie  numer 9 ¾. Było słychać pohukiwanie sów i miauczenie kotów. Lynn spojrzała na pociąg. Do kilku wagonów weszli już ludzie, a teraz powychylali się z okien, by porozmawiać jeszcze ze swoimi rodzinami. Było duszno.
– Na Merlina, Lynn, zaraz spóźnię się do pracy – oznajmił nieco podenerwowany Edan Ross, po czym uścisnął swą siostrzenicę i po prostu zniknął gdzieś w tłumie. Dziewczyna pchnęła swój wózek w stronę pociągu. Po znalezieniu się w ekspresie zaczęła przepychać się przez korytarz, szukając gdzieś wolnego miejsca. W końcu znalazła prawie pusty przedział. Siedział tam tylko jeden chłopak. Wyglądał, jakby ktoś go pobił. Miał podrapaną twarz i posiniaczone ręce. Lynn nie chciała spędzić podróży w jego towarzystwie, ale wiedziała, że może już nie znaleźć miejsca gdzie indziej. Szczerze wątpiła w to, że chłopak jest czystej krwi. Miała jednak nadzieję, że chociaż po części jest czarodziejem, gdyż brzydziła się mugolakami. W końcu, po chwili wahania, weszła do przedziału. Chłopiec spojrzał na nią oczami o kolorze miodu.
– Mogę się dosiąść? – zapytała i, nie czekając na odpowiedź, wypuściła z klatki swojego kota rasy sfinks. Zabrała się za wpakowanie swojego kufra na półkę.
– Pomogę ci – usłyszała ochrypły głos chłopaka.
– Poradzę sobie sama – odpowiedziała Lynn niedbale. Mimo to chłopak wziął jej bagaż i pomógł go odłożyć. Ross usiadła koło okna, a chłopak naprzeciwko niej.
– Jestem Lynnette Arianwen, ze szlachetnego rodu Ross – przedstawiła się, dumnie wypinając pierś. Chłopak wybuchnął śmiechem.
– Jestem Remus John, ze szlachetnego rodu Lupin – powiedział, przedrzeźniając dziewczynę. Lynn posłała mu mordercze spojrzenie. – Będę na ciebie mówił Lynn zamiast Lynnette Adrianna Ross, dobra?
– Arianwen! – warknęła Lynn - Niech ci będzie. Twoi rodzice są czarodziejami? – zapytała wprost szatynka. Chciała wiedzieć z kim ma spędzić podróż. W tym samym czasie pociąg ruszył.
– Mój tata jest czarodziejem – powiedział Remus. Ross odetchnęła z ulgą, co nie umknęło uwadze chłopaka. – Wiesz, do jakiego domu chcesz należeć?
– Slytherin, oczywiście –  odparła Lynn.
 Resztę podróży spędzili rozmawiając o Hogwarcie. Po zatrzymaniu się w Hogsmeade wsiedli do łódek, którymi popłynęli prosto do zamku. Potem gajowy zaprowadził ich do Sali Wejściowej, gdzie czekała na nich wysoka czarownica w długiej sukni.
– Witajcie w Hogwarcie – powitała ich – Zaraz zaprowadzę was na wieczorną ucztę, ale zanim zajmiecie swoje miejsca przy stołach, odbędzie się Ceremonia Przydziału. Jest ona bardzo ważna, gdyż to od niej zależy w jakim domu będziecie mieszkać przez następne 7 lat. Są 4 domy:  Hufflepuff, gdzie ceni się sprawiedliwość, wierność i pracowitość, Gryffindor, gdzie ważne są męstwo, odwaga i prawość, Ravenclaw, gdzie ceni się mądrość, inteligencję i bystrość oraz Slytherin, gdzie ważne są  spryt, ambicja i zaradność. A teraz proszę stanąć w rzędzie i iść za mną.
Wszyscy pierwszoroczni weszli przez podwójne drzwi do Wielkiej Sali. Lynn aż zaparło dech. W powietrzu unosiło się tysiące zapalonych świec, a sufit wyglądał jak niebo w nocy. Stały tan cztery stoły, przy których siedzieli uczniowie. Był jeszcze jeden stół na końcu sali, siedziało tam grono pedagogiczne szkoły. Pani profesor zaprowadziła ich pod sam stół nauczycielski. Stało tam krzesełko, na którym leżała stara tiara.
- Kiedy wyczytam nazwisko i imię dana osoba założy tiarę i usiądzie na stołku, a potem uda się do stołu swojego domu - czarownica spojrzała na listę – Allen Amanda.
Z szeregu wystąpiła blondynka. Chwilę po założeniu tiary wszyscy usłyszeli – Revenclaw!
Rozległy się oklaski przy jednym ze stołów. Amanda pobiegła tam i usiadła.
– Bones Alexander.
– Hufflepuff - wrzasnęła tiara, niemal natychmiast.
Gdy już parę osób zostało przydzielonych, przyszła kolej na rudą dziewczynę, którą mijała w pociągu. Była świadoma, że niektórzy bardzo denerwują się Ceremonią Przydziału. Ross dobrze wiedziała , że trafi do Slytherinu, tak jak cała jej rodzina. Założenie tiary i usłyszenie jej werdyktu było dla niej tylko formalnością.
Ruda trafiła do Gryffindoru. Po jakimś czasie Remus też tam trafił, na co Lynn przeklęła cicho. Polubiła tego chłopaka, nawet mimo wątpliwej czystości jego krwi. Wiedziała, że przez swoje pochodzenie Lupin nie trafi do Slytherinu. Nauczycielka czytała kolejne nazwiska i kolejne osoby trafiały do domów.
– Ross Lynnette Arianwen - wyczytała w końcu. Lynn usiadła na stoliku. Spojrzała  na stół Ślizgonów, gdzie Lucjusz się do niej uśmiechał. Tiara lekko musnęła jej głowę i krzyknęła:
- Gryffindor!
Lynn poczuła się tak zszokowana, że przez chwilę nie mogła się ruszyć.


____
Sorry, że tak późno, ale miałam problemy z betą...